Szansa od trenera Rafała Góraka wyciągnęła go z... wozu strażackiego. Poznajcie lepiej Filipa Kozłowskiego, nowego napastnika GKS-u Katowice.
Szansa ze Szczecina
Mam sportową rodzinę, więc piłka nożna była naturalnym wyborem. Zaczynałem w Gople Kruszwica, gdzie w wieku 16 lat zadebiutowałem w drużynie seniorskiej. W jednej rundzie rozgrywek 4 ligi zapisałem na swoje konto 21 bramek. Zainteresowała się mną Pogoń Szczecin, ale początkowo miałem trafić do drugiej drużyny. Jeden ze sparingów zaraz po przenosinach do Szczecina oglądał trener Dariusz Wdowczyk. Powiedział, że mam się sprawdzić i przyjść na tydzień do pierwszej drużyny.
Kontuzja, która pokrzyżowała szyki
Przeżyłem szok przechodząc do pierwszego zespołu. Przed chwilą grałem jeszcze w 4 lidze, a nagle znalazłem się w zespole z Ekstraklasy. Niemal od razu zostałem włączony do składu meczowego. Udało się zadebiutować i łapać kolejne minuty. Potem jednak przyszedł mecz z Koroną Kielce, w którym wywalczyłem rzut karny. Niestety przypłaciłem to kontuzją, która oznaczała dziewięć miesięcy przerwy od gry. Przydarzyła się w najgorszym momencie, bo czułem, że moja forma rośnie i będę dostawał kolejne szanse. Po powrocie zagrałem jeszcze jeden mecz, ale ciężko było mi odzyskać miejsce w składzie. W międzyczasie zmienił się trener, Pogoń przejął Jan Kocian, ale u niego zagrałem jeden mecz i musiałem trafić na wypożyczenie, bo w tamtym momencie potrzebowałem przede wszystkim gry.
Dwukrotnie Rozwój
Trafiłem do Rozwoju Katowice, który grał wówczas na poziomie 2 ligi. To były całkowicie inne realia, musiałem się do tego dostosować. Dobrze się jednak ułożyło, bo z Rozwojem awansowaliśmy do 1 ligi i jako młodzieżowiec zagrałem praktycznie cały sezon na zapleczu Ekstraklasy. Z tym że wychodziłem na prawej pomocy, czyli nie na mojej nominalnej pozycji. Takie było jednak życzenie trenera. Niestety spadliśmy do 2 ligi i wtedy przeniosłem się do Chojniczanki Chojnice. Nie miałem już statusu młodzieżowca, co dla wielu graczy oznacza uporczywą walkę o miejsce w składzie. Po pół roku wróciłem do Katowic, gdzie walczyłem znowu z Rozwojem, tym razem o utrzymanie w 2 lidze. Misja się wówczas powiodła.
Czas spędzony w Rozwoju wspominam szczególnie dobrze, zwłaszcza nasz awans do 1 ligi. Jechaliśmy wówczas na mecz z Nadwiślanem Góra, a ROW Rybnik potrzebował tylko punktu i grał z Limanovią Limanowa, która już dawno spadła. Zrobiła nam jednak niespodziankę, a my wygraliśmy 3:1 i wywalczyliśmy awans, to był cudowny moment.
Strażak Filip?
Przed sezonem 2017/2018 stwierdziłem, że chcę wrócić w rodzinne strony. To była najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć, bo w Elanie spotkałem trenera Rafała Góraka. Długo nie grałem, ale kontuzja pierwszego napastnika dała mi szansę, by wskoczyć do składu i tego miejsca już nie oddałem. Z Elaną awansowaliśmy do 2 ligi, gdzie się rozstrzelałem. Zanim to wszystko się wydarzyło, byłem mocno zrezygnowany i myślałem o tym, żeby wstąpić do Straży Pożarnej, co wynikało z tego, że mam w rodzinie kilka pokoleń strażaków. Wróciłem do domu i zrobiłem prawo jazdy kat. C, by móc jeździć wozem. Koniec końców cieszę się, że pojawiła się szansa z Elany, niczego nie żałuję. Może tego potrzebowałem? Wyczyściłem trochę głowę.
W poszukiwaniu inspiracji
W Pogoni Szczecin bardzo mocno przyglądałem się Marcinowi Robakowi. Cieszyłem się, że mogę przebywać w towarzystwie tak uznanej marki. Raczej starałem się szukać inspiracji w piłkarzach, z którymi miałem bezpośredni kontakt. Nie mówię, że nie miałem swoich idoli, bo ceniłem sobie grę Filippo Inzaghiego. Sam cały czas staram się konsekwentnie rozwijać. Pracuję zwłaszcza nad poprawą techniki i grą lewą stroną boiska. Jeśli połączę to z moją szybkością i wychodzeniem na wolne pole to będę usatysfakcjonowany.
Wyjątkowa relacja
Jak trafiłem do Elany to postrzegałem trenera Góraka jak prawdziwego tyrana, bo wiedziałem, że u niego w grę wchodzi tylko intensywny trening. Szybko się do tego przyzwyczaiłem, poza tym tylko taką pracą mogłem się odbudować. Dzięki temu odpaliłem i coraz lepiej czułem się na boisku. Za to trenerowi jestem wdzięczny, bo nawet gdy nie strzelałem to cały czas na mnie stawiał. Cierpliwość się opłaciła, po jakimś czasie zacząłem seryjnie trafiać do bramki. Nie ukrywam, że obecność trenera w Katowicach w dużej mierze zadecydowała o tym, że znalazłem się w GKS-ie. Miałem propozycję z naprawdę dobrych ekip 1 ligi. Zależało mi jednak na tym, by pracować pod okiem trenera Góraka.
Domator
Wróciłem do Katowic po kilku latach i zdążyłem zauważyć, że parę rzeczy uległo zmianie. Nadal muszę się poruszać po mieście z GPS-em, ale zaczynam sobie coraz więcej przypominać. Natomiast w wolnym czasie staram się przede wszystkim odpoczywać. Lubię siedzieć w domu, pograć na konsoli i obejrzeć telewizję.
Obserwuj @GKSKatowice