O obecnej sytuacji GieKSy porozmawialiśmy z legendą naszego klubu - Franciszkiem Sputem.

Jak Pan ocenia ostatnie dwa mecze na Bukowej? 

Wiedzieliśmy, że w tych dwóch meczach na Bukowej nie będzie łatwo. Liczyliśmy na zdobycie kolejnych punktów. Chłopcy naprawdę się starają i widzę to na własne oczy, bo odwiedzam ich na treningach. Czasami brakuje nam po prostu szczęścia. Jakieś fatum krąży nad tym zespołem, zwłaszcza gdy gra u siebie. Dlatego w naszej sytuacji ważny jest każdy punkt. Skoro nie potrafimy wygrywać u siebie, musimy wygrywać na wyjazdach. Może w meczach na boisku rywala ciąży na nas mniejsza presja? Skoro w ostatnich spotkaniach wyjazdowych radziliśmy sobie tak dobrze, to czemu nie? Mimo, że zdobyliśmy tylko dwa punkty to musimy je szanować, bo mamy rywali w zasięgu ręki. 

Przed nami dwa mecze na wyjeździe. 

Na wyjazdach drużyna ma więcej luzu. Teraz potrzebujemy kolejnych dwóch dobrych meczów, jak w Jastrzębiu i Opolu. Sześć punktów postawiłoby nas w o wiele lepszej sytuacji. Kluczowe będą mecze z bezpośrednimi rywalami. To prawda, że przed nami najważniejsze starcia, ale wierzę, że drużyna się odblokuje. Widzę, że zespół jest przygotowany do walki, ale całe zaangażowanie muszą pokazać już na boisku w walce o zwycięstwo. Na tym etapie nie liczy się styl, ale punkty. Mało kto pamięta styl, gdy wygrywasz ważne starcie. 

Pan aktywnie wspiera drużynę często rozmawiając z trenerem Dariuszem Dudkiem.

To prawda, pojawiam się na treningach naszego zespołu i rozmawiam zarówno z trenerem, jak i zawodnikami. Ja naprawdę w nich wierzę. Mamy dobry zespół, który znalazł się w trudnej sytuacji i nie pozostaje nam nic innego, jak się ratować. Ważną rolę odegrają także kibice. Widziałem, że wspierali nas w dwóch meczach domowych i w meczach wyjazdowych. Zespół teraz ich bardzo potrzebuje. 

Pamięta pan tak trudny okres za pana czasów?

Pamiętam, jak chwalili nas za porażki, bo prezentowaliśmy dobry styl. Wolałem jednak mecze, w których spadł nam prezent z nieba i w 90. minucie odbiła się od kogoś przez przypadek piłka dając nam zwycięstwo. Za moich czasów nie było sytuacji, byśmy się bronili przed spadkiem na takim poziomie rozgrywek. Zazwyczaj kończyliśmy na 5/6 miejscu. Najtrudniej było, jak graliśmy na tym najwyższym szczeblu, bo tam faktycznie walczyliśmy o utrzymanie, a jak zajęliśmy 6/7 miejsce to wszyscy byli zadowoleni.