Przedstawiamy wam bliżej piłkarza GieKSy Macieja Bębenka. 31-letni prawoskrzydłowy od kilku meczów wyrasta na pierwszoplanową postać trójkolorowej drużyny.
Zaczynał w Olympicu
Jeśli chodzi o początek mojej przygody z piłką, to jako rodowity krakus nie zaczynałem treningów w większym klubie jak Wisła, Cracovia, czy nawet Hutnik. Nie pochodzę z rodziny sportowej. Jako mały chłopiec kopałem piłkę z kolegami na pobliskiej łące. Tak się złożyło, że w klatce obok mieszkał trener, który namówił mamę, żeby mnie zabrała na treningi do mojego macierzystego klubu – Wieczystej Kraków, którego boisko mieściło się po drugiej stronie ulicy od mojego miejsca zamieszkania. Tam mieliśmy najbliżej i rodzicom było najwygodniej zaprowadzać mnie na treningi. Jako junior występowałem w Uczniowskim Klubie Sportowym Olimpic.
Zabierzów – punkt zwrotny
Jeszcze w wieku juniorskim trafiłem do piątoligowej Kmity Zabierzów. Dzięki tej drodze spokojnie wszedłem w rytm seniorskiej piłki od najniższego szczebla. W Zabierzowie był dobry okres, od piątej ligi robiliśmy co sezon awans aż do starej drugiej ligi, czyli obecnej pierwszej. Z perspektywy czasu oceniam to przejście do Kmity jako dobry ruch, regularnie występowałem w zespole, który był zbudowany pod awanse. Nabrałem pewności siebie i ograłem się w seniorskiej piłce.
Przeskok na Ekstraklasę
Jako młody chłopak grałem regularnie w pierwszej lidze, co pozwoliło mi złapać doświadczenie, a co za tym idzie pewność poczynań na boisku. Był to krok do przodu i pozwoliło mi to na przeskok do ekstraklasowych klubów jak Polonia Bytom, Widzew Łódź. Miałem styczność z piłkarzami, którzy trafili do reprezentacji Polski. Dzięki temu zobaczyłem trochę piłkarskiego świata na tym najwyższym polskim szczeblu, ale była to raczej przygoda z piłką. Następnie trafiłem do Sandecji, gdzie już grałem regularnie. Pod względem organizacyjnym było już nieźle – liczni kibice i organizacja na pierwszoligowym poziomie. Walczyliśmy o awans z Górnikiem do końca, wygrywaliśmy co drugi mecz i naprawdę byliśmy mocni. Było w nas przekonanie, że potrafimy w I lidze wygrać z każdym.
Trójkolorowy przez trzy lata
Czas spędzony w Górniku to był jeden z lepszych okresów w mojej przygodzie z piłką. Nauczyłem się i wyniosłem od trenera Adama Nawałki bardzo dużo. Byłem w szatni z chłopakami, którzy teraz odgrywają kluczowe role w reprezentacji. Gdy podpisywałem kontrakt w Zabrzu, myślałem że to jest właśnie ten topowy moment w moim piłkarskim życiu.
Najwięksi pechowcy
Był taki okres, że w Zabrzu była plaga kontuzji. Piotr Gierczak złamał nogę, Tomasz Zahorski więzadła krzyżowe. Nigdy nie miałem poważnej kontuzji, a w Górniku też zerwałem więzadła! To samo spotkało Michała Jończyka, który przyszedł w tym samym momencie co ja do zabrzańskiego klubu. To był dopiero pech! Tuż przed wyjazdem na zgrupowanie w Turcji graliśmy ostatni sparing i zostałem wycięty równo z trawą. Kontuzja sprawiła, że straciłem ponad osiem miesięcy, potem musiałem podwójnie harować, żeby wrócić nie tylko do sprawności, ale i spełnić oczekiwania trenera Adama Nawałki, który przywiązywał ogromną wagę do przygotowania fizycznego. Ta kontuzja mnie zahamowała, nie było to szczęśliwe, ale i tak dużo wyniosłem z pobytu w Zabrzu.
Plan B
Jeśli chodzi o przyszłość, to mogę patrzeć na nią z perspektywy tego, ile osiągnąłbym gdyby nie ta poważna kontuzja. Może gdybym miał więcej szczęścia i nastąpiłoby parę innych zbiegów okoliczności, mogłoby wydarzyć się lepiej. Ale i tak jestem zadowolony z miejsca, do którego doszedłem. To jeszcze nie koniec, jestem na takim etapie, że mogę jeszcze dużo osiągnąć. Dlatego zdecydowałem się odejść z Sandecji do GieKSy, bo chcę walczyć o awans, a nie być tylko ligowym średniakiem.
Rodzina odskocznią
Na pewno moja rodzina jest moim przepisem na szczęście. Mam żonę i dwóch synów. Młodszy ma dopiero 2 lata, ale starszy ma już 6 lat i zdaje sobie sprawę, że praca taty to treningi i mecze. Zdarza się, że oglądają nasze spotkania w telewizji i jest już o czym porozmawiać. Po każdym meczu pytają też, czy strzeliłem gola (śmiech). Żona mnie wspiera w każdej chwili. Rozmawiamy o tym, jak wygląda nasza gra. Plusem posiadania rodziny jest to, że przy ciężkich chwilach, gdy naszej drużynie nie idzie – przyjeżdżasz do domu i dzieciaki nie pozwalają przez moment myśleć o porażce. To ogromny plus, gdy masz do kogo wrócić. Pomimo zmęczenia i bólu głowy po niepowodzeniu, to fajna sprawa pokopać piłkę z synem, szczególnie, gdy futbol też go interesuje.
Nie jest przesądny
Z trenerem Jerzym Brzęczkiem spotkałem się już wcześniej. Gdy byłem zawodnikiem Polonii Bytom za trenera Marka Motyki, byliśmy razem jako piłkarze w szatni. Po przyjściu trenera Jurija Szatałowa zmieniłem barwy, więc ta współpraca na boisku była krótka, właściwie kilkumiesięczna. Nie wydaje mi się, żebym po przyjściu trenera Jerzego Brzęczka stałem się innym zawodnikiem. Złapaliśmy serię czterech meczów bez porażki. Poza tym od każdego trenera można wyciągnąć coś ciekawego, tak samo było za trenera Piotra Piekarczyka. Nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Mieliśmy zły okres i to za nami, nie ma co o tym dyskutować. Gdy cała drużyna gra dobrze, każdemu jest łatwiej, w tym również mnie. Jeśli wszyscy jako poszczególne elementy drużyny będziemy się wybijać, to będzie o nas głośniej.
Przemiana przy Bukowej
Przy Bukowej są oczekiwania, ale ja się nie dziwię. Nie chcę „pompować”, ale była tu Ekstraklasa i ludzie skupieni wokół GieKSy wierzą, że może tu wrócić. Gdy ostatnio nam nie szło, były gwizdy, ale ja się temu nie dziwię. Wyniki były niezadowalające dla nas i kibiców. Trzeba przyjąć to z pokorą, że pokazywali swoją niechęć. Płacą za bilety i chcą, żeby ich drużyna wygrywała. Teraz mamy lepszy okres, szkoda, że ich nie będzie przy Bukowej ze względu na zamknięty stadion. Mam nadzieję, że nasza passa się nie skończy i ta runda jest jeszcze do uratowania. Pniemy się do góry, najgorsze za nami. Mamy siedem punktów straty do miejsca premiowanego awansem. Zostało sześć kolejek, osiemnaście punktów do zdobycia. Walczymy!