Piłkarki GKS-u Katowice zremisowały na wyjeździe z Pragą Warszawa (2:2). Ozdobą meczu był gol „nożycami” Klaudii Matusik. - Nie dało się zrobić, nic innego – uśmiecha się napastniczka GieKSy.

Strzał piłkarki GKS-u był perfekcyjny. Co ważne, bramka padła w 4. minucie doliczonego czasu gry i zapewniła naszemu zespołowi remis. Gola możecie zobaczyć TUTAJ.

Czy jesteś po meczu cała i zdrowa? Koleżanki z drużyny mocno przygniotły Cię do ziemi fetując Twoją bramkę.

- Wszystko w porządku. Ale faktycznie bardziej poobijały mnie koleżanki niż spowodował to upadek na ziemię po oddaniu strzału (śmiech).

Uderzyć piłkę można na wiele sposobów, ale Ty wpadłaś pod koniec meczu na coś ekstra.

- Po spotkaniu rozmawiałam z Natalią Nosalik i mówiłam jej, że gdyby dośrodkowała piłkę nawet parę centymetrów bliżej bramki, to pewnie starałabym się przyjąć lub strzelać głową. Piłka poleciała za moje plecy… No i tak jakoś wyszło. Nie dało się zrobić, nic innego. To zdecydowanie najładniejszy gol w mojej karierze. Ale następne też będą!

Twoja obecność w polu karnym rywalek wynikała z tego, że od tego sezonu grasz jako środkowa napastniczka.

- Dotąd występowałam jako środkowa pomocniczka. Trener Witold Zając przesunął mnie jednak do ataku. Wygląda na to, że trafił w „10”. Za nami dwa mecze tego sezonu a ja mam już na koncie 4 bramki. Nic tylko się cieszyć.

Film z nagraniem Twojej bramki robi furorę w mediach społecznościowych. Nawet prezes PZPN Zbigniew Boniek ją docenił.

- Jakoś specjalnie tego nie śledzę. Ale gdy wracałyśmy do domu autokarem, menedżer naszej sekcji Mariusz Polak przekazał mi, że na Twitterze bramka rodzi duże emocje.

Twój gol był piękny, ale czy po meczu i tak nie czujecie niedosytu?

- Jasne, że tak. Jechałyśmy do Warszawy po 3 punkty. Nie wiem, co się z nami stało w pierwszej połowie. Tylko byłyśmy na boisku. W przerwie trener musiał nam przypomnieć po co tam jesteśmy. Szkoda, bo przeciwnik był do ogrania.

To na koniec jeszcze jedno. Skąd wzięła się Twoja ksywka „Byku”?

- To historia sprzed lat. Ksywka zrodziła się w trakcie żartów całej drużyny. Tak naprawdę najczęściej wołają na mnie „Martyna”. Koleżanki śmieją się, że moje drugie imię bardziej do mnie pasuje niż to pierwsze. W efekcie wszyscy zwracają się do mnie „Byku” lub „Martyna” i jest duża szansa, że jak ktoś krzyknie „Klaudia”, to nawet się nie odwrócę.