Pomocnik GKS-u Katowice, Dominik Kościelniak opowiedział nam o tym, jak wyglądają jego indywidualne przygotowania oraz na jakim etapie stoi jego powrót do treningów z resztą zespołu.

Rozmawiamy na początku nowego, 2022 roku. Czego sobie życzysz na te nadchodzące dwanaście miesięcy?

Przede wszystkim zdrowia, bo jak jest zdrowie, to jest wszystko. Niestety, pod koniec roku trochę go zabrakło. Wcześniej miałbym pewnie jakieś inne życzenia, ale na ten moment zdecydowanie zdrowia. Natomiast całej drużynie życzę zwycięstw i sukcesów!

Jak przebiegał u ciebie okres świąteczny? Dla zawodnika wracającego po urazie jest to czas odpoczynku? Czy może wręcz przeciwnie, pracy było więcej?

Ten okres był dla mnie dużo cięższy niż w poprzednich latach. Zazwyczaj kończyliśmy treningi wraz z początkiem grudnia, później biegaliśmy tylko dwa, trzy razy w tygodniu. Tym razem było inaczej. Miałem tylko trzy dni wolnego – na Wigilię i weekend świąteczny. Przez wszystkie dni trenowałem dwa razy dziennie i więcej wolnego nie było. Cały czas wykonuję osiem jednostek treningowych w tygodniu. Niedziele mam wolne.

Kontuzji doznałeś w trakcie pechowego spotkania z Chrobrym. Mecz zakończył się wynikiem 4:0 dla głogowian, ale to ty okazałeś się największym pechowcem tamtego dnia.

No tak. Nie dość, że ponieśliśmy wysoką porażkę, to wypadłem z grania. Trener powiedział wtedy chłopakom mądre słowa; żeby nie przejmować się wynikiem, że martwić mogę się ja, bo wypadam z grania w piłkę na rok. Potem nasza gra jakoś już ruszyła, ale niestety beze mnie.

Jak wyglądało twoje leczenie na krótko po tym nieszczęśliwym zdarzeniu? To był dla ciebie bardziej ból fizyczny, czy może psychiczny?

Psychicznie bardzo spokojnie to przyjąłem. Takie kontuzje wkalkulowane są w nasz zawód. Starałem nie przejmować się tym za bardzo. Byłem na pewno zły, bo to ogrom straconego czasu. Przede wszystkim tego piłkarskiego, bo na pewno mogę bardzo poprawić się w innych aspektach. Jeżeli chodzi o to jak przebiegało leczenie, to na początku była to na pewno ciężka praca. Przez pierwsze cztery tygodnie nie mogłem w ogóle stanąć na nogę, więc musiałem praktycznie uczyć się chodzenia na nowo. Były to cały czas treningi po dwa razy dziennie, a ćwiczenia były monotonne. Później dopiero wszedłem na większe obroty. To już bardziej cieszyło. Każdy krok do przodu bardzo satysfakcjonuje.

Poza tym wsparcie ze strony całego klubu było bardzo duże. Szybko załatwiono mi operację, a koledzy ciągle mnie wspierali i mogłem na nich liczyć. Dużo czasu poświęca mi nasz fizjoterapeuta Paweł Widenka, z którym od samego początku pracuję i bardzo mi pomaga. Dodatkowo zawsze mogę liczyć na treningi u naszego trenera przygotowania fizycznego Miłosza Drozda. Nie pozostaje mi nic, jak tylko odwdzięczyć się osobom, które mi pomogły oraz klubowi za pomoc w ciężkiej chwili.

Oczywiście bardzo dużo pomocy i wsparcia dostałem też od rodziny, która od samego początku bardzo mnie wspierała. Moja mama opiekowała się mną przez dwa tygodnie, a moja dziewczyna długo musiała mnie „niańczyć”. Na szczęście czas ograniczonych ruchów już minął.

Jak w ogóle wyglądała twoja kariera do tej pory pod względem kontuzji?

Za młodych czasów miałem jedynie kontuzję mięśnia dwugłowego, którą leczyłem może z miesiąc. Poza tym kontuzje, omijały mnie szerokim łukiem i jest to dla mnie pewnego rodzaju nowość. Staram się tym jednak za bardzo nie przejmować. Mam do tego bardzo luźne podejście, jak ogólnie do sytuacji, które nie są zależne ode mnie i mogą się po prostu przytrafić. Robię swoje i nie wybiegam myślami daleko w przyszłość. To mi bardzo pomaga.

A na jakim etapie stoi obecnie twoje przygotowanie do powrotu?

Myślę, że ten najcięższy etap jest już za mną. Minęła monotonna praca, kiedy to nie mogłem dźwigać ciężarów i musiałem wykonywać jedynie zginanie i wyginanie nogi. Bóle powoli mijają, chociaż ciągle się pojawiają. Zaczynam już biegać, poza tym cały czas trenuję siłowo. Muszę cały czas wzmacniać nogę, żeby w przyszłości nie było niemiłych niespodzianek.

Jakie są plany leczenia w najbliższym czasie? 

Najważniejszym punktem planu jest to, że wejdę do treningu z zespołem dopiero, kiedy będę do tego w stu procentach gotowy. Różne rzeczy przytrafiają się po drodze. Nieraz kolano zaboli podczas różnych ćwiczeń. Wdrążamy powoli bieganie, a dalej zobaczymy na ile pozwoli mi kolano.

Czyli nie wiesz do końca kiedy wrócisz do zajęć zresztą zespołu?

Szczerze, nie mam pojęcia. Może jeszcze z dwa miesiące? Wszystko zależy od tego na ile pozwoli kolano.

Jak wygląda teraz twoja codzienna rutyna?

Ostatnio się nawet śmiałem, że teraz nie ma ze mnie dużego pożytku (śmiech). Wstaję rano, jem śniadanie i idę na trening. Później wracam do domu, śpię i znowu ruszam trenować. Tak wygląda praktycznie każdy mój dzień.

A jeżeli znajduje się u ciebie jakaś chwila czasu wolnego, to na jakie przyjemności najchętniej ją poświęcasz?

Chyba najbardziej lubię pożytkować go grając na komputerze, w szczególności w Counter Strike. Jestem starym wyjadaczem. Poza tym jeżdżę w góry – moje rodzinne strony. Dużo czasu spędzam też z moją dziewczyną Patrycją oraz na zabawach z naszym pieskiem.

Na koniec pozytywny wątek. W gali klubowej „Złote Buki” zostałeś nominowany w kategorii „piłkarz roku”.

Bardzo się z tego cieszę. Jest to fajne wyróżnienie w tym ciężkim okresie i nie pozostaje mi nic innego jak tylko się cieszyć.