Nowy Trójkolorowy: Jakub Arak

24.06.2022 18:39

W poprzednich latach sięgnął po trzy Puchary Polski, dwa wicemistrzostwa oraz Superpuchar, co czyni go najbardziej utytułowanym graczem z obecnej kadry GKS-u Katowice. Poznajcie bliżej Jakuba Araka.

V jak Victoria

Swoją przygodę z piłką nożną zacząłem w barwach Victorii Głosków. Pochodzę z Zalesia Górnego. Starsi koledzy z mojej miejscowości grali w piłkę w różnych klubach i też chciałem w pewnym momencie zacząć. Mój tata rozpoczął więc poszukiwanie grupy młodzieżowej najbliżej naszej okolicy, gdzie mógłbym grać ze swoimi rówieśnikami. Akurat w Victorii powstał rocznik 1993, czyli zawodnicy dwa lata starsi ode mnie. Poszedłem na pierwszy trening i już zostałem. Nikt w mojej rodzinie nie grał na poważnie w piłkę nożną. Mój tata jedynie amatorsko w ligach szóstek i w ligach halowych. Od dziecka obserwowałem jego mecze. 

Przenosiny do Warszawy

Na jednym z turniejów, na które zaproszona była moja drużyna, przyjechała także Legia Warszawa. Zostałem wtedy królem strzelców, a trenerem rocznika 1995 w Legii był Dariusz Banasik, do niedawna szkoleniowiec Radomiaka Radom. To on mnie zaprosił do akademii Legii. Przez pół roku odmawiałem, bo nie chciałem opuszczać kolegów, z którymi grałem w piłkę. Jednak wspólnie z rodzicami ustaliliśmy, że najważniejsze dla mojego rozwoju jest to, bym trafił do miejsca, które zapewni im odpowiednie warunki. W Warszawie mogłem rywalizować z lepszymi zawodnikami i z lepszymi zespołami. W miejscowości, z której pochodzę, jest wielu kibiców Legii. Nawet koledzy z drużyny namawiali mnie, bym wykorzystał swoją szansę. 

Napastnik od pierwszego meczu

Mój pierwszy trener, Zenon Myszkowski, od razu wystawił mnie na “dziewiątce”. Czasami spontanicznie jestem ustawiany na skrzydle lub na “dziesiątce”, ale moją nominalną pozycją zawsze był napad. Jako dziecko byłem wielkim fanem Raula Gonzaleza z Realu Madryt. Nie był on jednak takim typem gracza, jak ja, bo był lewonożny i często schodził po piłkę. Z kolei mój styl charakteryzuje się tym, że gram dużo w kontakcie i często ruszam w przestrzeń za linię obrony. Mimo to Raul był moim pierwszym idolem. Im byłem starszy, tym częściej szukałem u zawodników podobieństw do mojej gry. Gdy byłem nastolatkiem to podpatrywałem m.in. Roberta Lewandowskiego. Teraz z kolei chciałbym tak wpływać na grę, jak robi to Karim Benzema, który bardzo często pomaga w budowaniu akcji. Moim zdaniem to obecnie najbardziej kompleksowy napastnik na świecie. Wiele osób patrzy na to, ile zdobywa goli, ale równie duże znaczenie ma także to, jak kreuje grę oraz przestrzeń, bez względu na to czy ma piłkę, czy nie. 

Warszawska szkoła życia 

Poznałem w Warszawie mnóstwo wspaniałych ludzi i trenerów, którzy mnie wiele nauczyli. Granie dla Legii było zarówno zaszczytem, jak i zobowiązaniem. W młodym wieku zawsze jest wiele pokus, ale udało mi się to przetrwać. Cały czas twardo stąpałem po ziemi, więc przetrwałem naturalną selekcję. Wydawało mi się, że wielu piłkarzy z rocznika 1995 będzie grało na profesjonalnym poziomie, ale niewielu się przebiło. Ja wspominam okres spędzony w Legii bardzo miło. Cały czas przychodzili nowi zawodnicy, dlatego musiałem trzymać wysoki poziom, bo byłem częścią rywalizacji. To nie jest przyjemne, gdy słyszysz, że musisz szukać nowego Klubu, ale to także jest swego rodzaju bodziec do rozwoju. Ja przechodziłem selekcję co pół roku. Dotarłem do rezerw i pojechałem na kilka obozów z pierwszą drużyną. W pewnym momencie musiałem wyjechać w Polskę.

Młodzieżowa kadra

Strzeliłem bramkę w meczu z Norwegią i to było moje jedyne trafienie w występach dla młodzieżowej reprezentacji Polski. Mecz wspominam miło, bo długo było 0:0. Wszedłem z ławki i uderzeniem po długim rogu pokonałem bramkarza. Dobrze wspominam także mecz z Niemcami. Kiedyś rozgrywaliśmy Turniej Czterech Narodów. Pokonaliśmy reprezentację Niemiec 2:1, a w ich składzie było kilku zawodników, którzy potem robili wielkie kariery. Zwróciłem uwagę na gracza z numerem 8. Zaraz po zakończeniu tamtego spotkania poszedłem do kierownika po protokół meczowy, by sprawdzić, jak się nazywa. To był Mahmoud Dahoud, który wkrótce potem przebił się do pierwszej drużyny Borussii Mönchengladbach i grał w Lidze Mistrzów. Teraz z kolei gra w Dortmundzie. Cieszyliśmy się, że ograliśmy Niemców, którzy przyjechali w bardzo mocnym składzie. 

Najtrudniejszy moment w karierze

Kontuzja, której doznałem w Lechii Gdańsk na pewno była trudnym momentem. Z kontuzjami jest tak, że dopóki Cię nie dopadną, to wydaje Ci się, że jesteś niezniszczalny. Miałem mnóstwo sytuacji kontaktowych w trakcie meczów oraz na treningach i nic mi się nie działo. W końcu niestety trafiło na mnie. Przeszedłem rekonstrukcję więzadeł w kolanie i ciężko mi się było po tym podnieść. Miałem już świadomość tego, że kolano jest po zabiegu, co wpływało na moje przygotowanie do każdego treningu. Nie było łatwo, ale dziś uważam, że jestem dzięki temu mocniejszy, bo lepiej poznałem swoje ciało i bardziej doceniam to co mam, gdy jestem zdrowy. 

Najlepsze momenty… 

Gdy grałem w Rakowie, w półfinale Pucharu Polski pokonaliśmy na wyjeździe Cracovię. Klub z Częstochowy obchodził wtedy swoje 100-lecie. Postawiono więc cel, by dojść do finału Pucharu Polski. Graliśmy z zespołem, który rok wcześniej wygrał ten turniej i rywalizował w rozgrywkach europejskich. To było dla nas bardzo trudne spotkanie -  tym bardziej, że graliśmy na wyjeździe. Moim zdaniem zagrałem wtedy bardzo dobre zawody. Strzeliłem bramkę i pomogłem mojej drużynie awansować do finału (Raków pokonał Cracovię 2:1 - przyp. red.). Bardzo mi zależało na tym, by powalczyć o te trofeum, ponieważ w poprzednich latach miałem problemy z kolanem i niewiele byłem w stanie zrobić. Potrzebowałem czegoś pozytywnego. 

W Rakowie trafiłem na świetny zespół, który był gotowy bić się o najwyższe cele. Meczów było sporo, a ja we większości z nich miałem miejsce w kadrze meczowej. Rywalizowałem z naprawdę klasowymi zawodnikami. Kilku było reprezentantami swoich krajów, a Ivi Lopez strzelił w La Liga bramkę Realowi Madryt. W gruncie rzeczy okres spędzony z Rakowem wspominam bardzo miło. Rozwinąłem się tam jako piłkarz. Pod okiem trenera Papszuna i jego asystentów można wykonać duży krok do przodu. Poza tym spełniłem tam kilka swoich marzeń. Zdobyłem dwa Puchary Polski (łącznie trzy w karierze przyp. red.), dwa wicemistrzostwa i Superpuchar. Poza tym zagrałem w rozgrywkach europejskich i strzeliłem karnego w meczu z Suduvą, gdy po serii jedenastek awansowaliśmy dalej. 

Przenosiny do Katowic

Trafiłem do drużyny, która ma naprawdę duży potencjał i jeśli będziemy wspólnie podążać w jednym kierunku, to możemy zbudować tutaj coś naprawdę fajnego. Trafiłem do typowej polskiej szatni, bo oprócz Marko są sami Polacy. Większość piłkarzy jest w podobnym wieku do mnie. Chłopaki miło mnie przyjęli i wszystko jak dotąd przebiega zgodnie z planem. Co robię w wolnych chwilach? Staram się je spędzać z rodziną. Mam to szczęście, że jestem tutaj z żoną i córką. Chcę im poświęcać jak najwięcej czasu, bo są jedną z najwspanialszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała. Na treningu robię to, co kocham, a potem wracam do domu i spędzam czas z tymi, którzy zawsze mnie wspierają i podróżują ze mną po Polsce. Myślę, że to największa wartość w życiu. Jestem ogromnym szczęściarzem. 

Tagi:
Jakub Arak
Partner strategiczny
Partner Kluczowy
Partner Wiodący
Klub Biznesu
Partner techniczny
Partnerzy
Fortuna 1 Liga